Jeśli sądzisz, że masz najlepsze zawieszenie na świecie, masz najlepiej poprzykręcane podzespoły lub masz skłonności sadomasochistyczne, koniecznie musisz zaliczyć traskę, która spowoduje, że Twoje ręce będą się trząść jeszcze długo po powrocie do domciu.
Wyprawa miała wieść uroczą kolejową magistralą wiodącą z Rabki do Nowego Sącza. Jest to jedna z bardziej wiekowych tras kolejowych w naszym kraju. Jej początki sięgają roku 1884.

Jej parametry: Długość linii – 76,076 km; na odcinkach prostych -29,816km; w łukach -46,260km. Najmniejszy promień łuku – 206 m. Największe pochylenie - 27‰. Na trasie znajduje sie: 20 miejsc przeznaczonych do wsiadania i wysiadania podróżnych, w tym: 5 stacji (Rabka Zaryte, Mszana Dolna, Tymbark, Limanowa, Marcinkowice) oraz 15 przystanków osobowych; ok. 500 różnych urządzeń technicznych (49 rozjazdów, 147 przejazdów, 299 obiektów inżynieryjnych).

Mimo wielu zniechęcających sygnałów od sceptyków tego rodzaju eksperymentów cierpliwie udało mi się stawić w Rabce po długiej i nużącej podróży naszymi ekspresowymi pojazdami szynowymi z Krakowa. Prawie gwałtem zmusiłem do towarzystwa moich kolegów z pracy znanego już z wypadów Ptysia jak i Artura (jeszcze bez ksywy). Troszkę ich oszukiwałem obiecując lajcik po szutrowych ścieżkach bez podjazdów. Ptyś zabrał się do tego wyczynu na sztywniaku a Artur na niewiele mniej twardym egzotycznym fuliku.

W Rabce przywitał nas wujek Cichy. Roztaczając czarne wizje nad naszą wyprawą potowarzyszył nam kilka kilometrów. Nakręcił kilka ujęć i oddalił się zapewne na browarne posiedzonko w miłym towarzystwie.

Już po pierwszych kilku podkładach moi koledzy nie patrzyli na mnie zbyt życzliwie. Ich rowerki niezbyt chciały współpracować podczas pokonywania licznych przeszkód jakie można było napotkać. Postanowiliśmy usprawnić nasza podróż. Spotykaliśmy się na poszczególnych stacjach. Ja usilnie walczyłem z torami a qumple podróżowali po okolicy w poszukiwaniu kolejnych stacji. Może i miałem bardzo nierówną jazdę, ale bez podjazdów, za to moi towarzysz niedoli sporo musieli zaliczyć atrakcji zanim docierali do kolejnej stacji.

Rabka - Mszana Dolna można zaliczyć do mało interesujących. Na pewno był odcinkiem rozruchowym. Zacząłem sobie zdawać sprawę, że nie mogę liczyć na chwile wytchnienia. Godnymi polecenia jest ciekawy dziurawy most przed Mszaną oraz wąwóz przed ostatnią prostą wpadającą na stację.

Mszana Dolna – Kasina Wielka - Gdyby nie te cholerne podkłady byłby to bardzo urokliwy silgieltrack. Delikatny podjazd zapewnia rewelacyjne widoczki na okoliczne górki i sioła. Pełne ogromnych żab kałuże przypomniały mi o tych coraz rzadziej spotykanych płazach. Ciągle czynny wyciąg w Kasinie był zapowiedzią tego co mnie czeka.
Kasina Wielka - Skrzydlna – droga przez mękę. Po pierwsze myślałem, że Kasina Wielka jest najwyżej położoną stacją w Polsce. A tu kicha. Do Skrzydlej jest cały czas pod górę. Na dodatek śniegu było po kolana. Pokonanie tego krótkiego odcinka zajęło mi chyba dwie godziny. Nogi z każdym krokiem zapadały się powyżej kolan. Zmarznięty śnieg bezlitośnie rysował skórę prawie do krwi. Załama. Chciałem objechać jakoś ten odcinek lasem - ale gęste krzaczory uniemożliwiały mi jakiekolwiek manewry. Z wielką radością dotarłem na skraj lasu. Nawet sterczące czekające na mnie podkłady cieszyły oko. Brr… to było nieprzyjemne.

Skrzydlna – Dobra – już z górki. Tutaj już trzeba mieć doskonałe zawieszenie. Nachylenie nie jest zbyt duże, ale naparzanie po podkładach z prędkością czasem sięgającą magiczne 30 km/h dostarcza wielu wrażeń. I akurat tutaj dosięga mnie złośliwość rzeczy martwych. Amor odmawia posłuszeństwa. Nie mam pojęcia co się stało (jeszcze go nie rozbierałem), ale usztywnił się na maxa. Oj nieciekawie to wróżyło dalszej podróży. Oczywiście nieuginający się amortyzator szybko zaowocował efektownym snackiem tuż przed stacją w Dobrej.

Dobra – Tymbark – gdyby nie amor nie mógłbym narzekać na ten odcinek. Rewelacyjny, ogromniasty wiadukt z dziurami chcącymi mnie pochłonąć w całości dostarczył wielu wrażeń. Przed samym Tymbarkiem tory wywłaszczają się mocno. Stacji Tymbark można niezauważyć, gdyż brakuje na niej charakterystycznego dworcowego zegara oraz napisu z nazwą miejscowości.

Tymbark – Limanowa – nudy. Po pierwsze jakbym jechał po dzielnicy przemysłowej. Po opuszczeniu Tymbarku kawałek wysoko położonego odcinka wijącego się wzdłuż rzeki. (okolice Piekiełka :-)
Przed tablicą Limanowa czekają na mnie moi towarzysze niedoli. Narada – trzeba dramatycznie przyspieszyć, aby zdążyć na pociąg w Nowym Sączu. Trza pożegnać się z torami. W dramatycznie expressowy sposób (hehe) pędzimy na dworzec gdzie dopadamy pociąg wiozący nas do domciu (ponad trzy godziny).
Fajny cytat przytoczył Królik na naszym forum. Wzorując się na nim i odpowiadając na pytania „dlaczego pojechałem po tak denerwującej trasie jakim są tory” odpowiadam „bo są”. Kilka równie egzotycznych eksperymentów już chodzi mi po głowie.
Dzięki moim najlepszym kolegom za towarzystwo. Mam nadzieję, że nie zraziły ich moje pomysły i stawią się na kolejne wyzwanie.
Dużo fotek narobił Ptyś który nieborak taszczył lustrzankę w plecaczku - foty umieścił tu:
http://picasaweb.google.pl/tomasz.topka/Udostepnienie?feat=directlink#
a... i obowiązkowy filmik z wyprawy:
Kolejowe ENDURO from Pasieczkin on Vimeo
Pasieczkin, 12-03-2010, ods�on: 1274 |